No tak, chyba już jestem gotowa zamknąć rozdział dzieciństwa. Wydusiłam z siebie co mi leżało na wątrobie, oczyściłam swoje serce i duszę, mogę zająć się planowaniem i kreowaniem przyszłości. Oczywiście trzeba się przygotować na niespodzianki i to nie specjalnie miłe ale na ogół jednak nie przytrafia się aż tak źle i wystarczy się nauczyć jak na to patrzeć.
Dla mnie najbardziej cenne było poznanie zasad asertywności. To pojęcie stało się modne jakiś czas temu i kojarzyło mi się z byciem totalnym egoistą więc zupełnie nie w moim stylu. Nawet nie to, żebym nie chciała tylko nie umiałam taka być. Psycholog mnie wysłał na warsztat, żebym to poznała a nie tylko miała pogląd nie wiedząc o co chodzi tak dokładnie. To czego się dowiedziałam było zaskakujące. Okazało się, że asertywność to jest to czego mi trzeba. Niestety w moim najbliższym otoczeniu to postawa nierozumiana lub w ogóle obca. Mnie się najbardziej spodobało: robienie czegoś zgodnie ze swoimi poglądami, potrzebami ale nie krzywdząc drugiej osoby przy jednoczesnym odróżnieniu czy ktoś może czuć się zraniony czy próbuje zagarnąć naszą przestrzeń.
Ostatnia osoba, która mnie przekonywała do swych racji, zapewniała mnie, że jestem za bardzo zazdrosna, że muszę się zmienić i w ogóle to przesadzam. hehehe. No bardzo trudny ten temat. Ale tak poza tym to jestem bardzo tolerancyjna, bardzo wyrozumiała, otwarta, dogaduję z dziećmi i w ogóle z ludźmi. No czasem może chciałabym bym doceniona, pochwalona, akceptowana. No dobra, uwielbiana czasem hehe. Muszę nad tym popracować bo podobno niedopieszczone dzieci tak mają w dorosłości ;-)
Zaczynam się uczyć od najlepszych.
Moim ulubionym nauczycielem jest Tenzin Wangyal Rinpoche , nauczyciel BON z Tybetu. Uwielbiam słuchać jego wykładów, czytać jego książki. Kiedyś dostałam książkę "Przebudzenie świetlistego umysłu", jakiś czas trwało zanim po nią sięgnęłam, ale jak zaczęłam to zaglądam do niej co i rusz. Tenzin często mówi o świadomości. Ja już doceniam tę mądrość i umiem skorzystać z takiej umiejętności. Świadome robienie czegoś ułatwia życie i powoduje, że podejmujemy decyzje licząc się z konsekwencjami czyli bierzemy odpowiedzialność za to. Do tej pory to była dla mnie nieznana sfera ;-)
Drugą książką tego autora jest Szierab Cziamma. To nie ja ją dostałam, została u mnie chyba przez przypadek ale jest ona specjalnie dla mnie. Taki zbieg okoliczności można nazwać przeznaczeniem. Ta osoba, która to zostawiła, nie skorzystałaby tyle co ja ;-)
Przy okazji poszukiwań recepty za życie trafiłam na nauki buddyjskiego mnicha Ajahna Brahm. Bardzo lubię tego gościa. Raz, że czasem opowiada żarty ale przede wszystkim ma wykłady o tym jak radzić sobie z trudnymi ludźmi, jak radzić sobie z trudnymi emocjami, jak odpuszczać i tym podobne. Najpierw chciałabym nauczyć się jak radzić sobie z trudnymi emocjami. Mnie do tej pory obiło się o uszy, że trzeba w ogóle nie mieć emocji a tymczasem, wcale tak nie jest. Złe emocje zamieniamy w dobre. Na przykład, nie ma co się zajmować złorzeczeniem komuś kto nam zrobił krzywdę, jeśli zasłużył to na pewno kara go nie minie. Karma tak działa, dobro wraca dobrem a zło złem. Nie ma co sobie głowy zaprzątać i sobie samemu dodatkowo szkodzić. Fajne co ?! :-D A może to był wykład o tym jak odpuszczać?! On tak prosto i łatwo o wszystkim mówi, że z niczym nie ma problemu. Muszę tylko o tym pamiętać i nie myśleć po staremu, z przyzwyczajenia.
Pierwszym nauczycielem jest Mistrz Moy :-D
A tak w ogóle jestem katoliczką tylko cierpienie jakoś mi się znudziło. Ale to nie znaczy, że nie cenię wspaniałych ludzi z tego kręgu.
O dziwo żyję ! Pewien lekarz, patrząc na szybką rekonwalescencję, że chodzę, że myślę i nie robię pod siebie stwierdził, że : "tam na Górze mnie lubią". Często to sobie powtarzam z dumą, z radością :-D Inny człowiek skwitował to: "widocznie nazbierałam dużo dobrej karmy". No jakby na to nie patrzeć, mam powody do radości. Na dokładkę otacza mnie mnóstwo wspaniałych, życzliwych, dobrych ludzi. Dzieci mnie kochają i dbają o mnie. Dzięki byłemu mężowi mam co jeść. Jestem mądrzejsza niż kiedykolwiek i uczę się chętnie. Wszystko wskazuje na to, że przeżyłam, żeby być szczęśliwa hehehe.
Na koniec wspomnienie z dzieciństwa ale bardzo dobre.
Zastanawiałam się czemu ja się tak zdrobniale podpisuję. Jaka ja tam Marzenka? Jestem dorosłym człowiekiem, nie dzieckiem. Taka infantylność może być odbierana jako zdziecinnienie na starość hehe. Ale doszłam do wniosku, że podświadomie chcę być Marzenką. Dziadek oszalał po prostu ze szczęścia, że ja jestem i zmienił się przy mnie diametralnie. Znany był jako surowy, poważny, wymagający człowiek. Wszyscy się Go bali. W czasie wojny, wykupił z Treblinki mojego pradziadka, miał dwa wyroki śmierci. Najpierw od partyzantów, a potem od Armii Czerwonej. Został komunistą bo uwierzył, że to dobre będzie i wystąpił z partii jak tylko okazało się, że to lipa. Dziadek dużo przeżył. Nie było z nim żartów!
Przy małej Marzence stał się dziadziusiem. Chodził ze mną na spacery, zabierał do kolegów, uczył delikatnie obowiązku. Poświęcał mi bardzo dużo czasu. Nawet jak grał w karty, pozwalał mi siedzieć na kolanach. Byłam wniebowzięta. Czułam się wyjątkowa. Dziadek mnie tak traktował. Chwalił mnie, podziwiał, że szybko się uczę, że mam dobrą pamięć, wszystkim opowiadał jaka jestem wspaniała. Dzięki temu rozwijałam się coraz lepiej. Szybko się uczyłam. No po prostu rozkwitałam. I tak sobie myślę, że na razie chcę być taką Marzenką, zdolną, mądrą, szybko się uczyć.
Zresztą, tyle już osiągnęłam, już niczego się nie boję bo wiem, że Niebiosa mi sprzyjają a resztę to sama wypracuję :-D
Super !
Zostań Marzenką jak najdłużej :)
OdpowiedzUsuńtak, też mi się to bardziej podoba niż bycie nieszczęśliwą pindą :-D
OdpowiedzUsuńMarzenko jesteś wyjątkowa i jako Marzenka i jako Marzena, a w ogóle uważam że to zdrobnienie bardzo do Ciebie pasuje jest takie ciepłe dokładnie jak Ty, całuski.
OdpowiedzUsuń