sobota, 30 maja 2015

Pożyteczne

    W piątek odbyły się ostatnie zajęcia tai chi na Miedzianej. Uwieczniłam ostatni ciąg 108 ruchów opracowanych przez Mistrza Moy. Na zajęciach był również najstarszy uczestnik, Andrzej, ma 82 lata. Wszyscy ofiarowali pomoc, żeby dotarł do nowej siedziby na Broniewskiego.

 
Już lokal opustoszał.
      Przypomniałam sobie jak zaczynałam właśnie tu..... 9 lat temu.
      Syn przechodząc ulicą zobaczył plakat i nie doczytawszy dobrze, uznał, że chce chodzić na tai chi bo to sztuka walki. Poszedł na zajęcia i okazało się, że instruktor polecił przyjść z opiekunem. Wypadło na mnie.
Na początku siedziałam w kąciku na krześle i .. czekałam.
Po kilku zajęciach, stwierdziłam, że to na razie z walką nie ma nic wspólnego, co tak będę siedzieć, poruszam się chociaż.
I tak się zaczęło.
Po pewnym czasie byłam zachwycona tą techniką.
Nie mogłam się doczekać kolejnych zajęć. Miałam czas tylko w sobotę. Raz na tydzień to było definitywnie za mało, ale dobre i to :-D
Po około roku firma się przeniosła, miałam blisko, ćwiczyłam codziennie.
W międzyczasie, syn zaczął trenować boks. Teraz nawet jest trenerem.
      Po wypadku wróciłam do ćwiczeń. Można powiedzieć, że dzięki nim zaczęłam samodzielnie chodzić, utrzymywać równowagę, przestało mi się kręcić w głowie.
      Kiedyś u psychologa na jakiś warsztatach, mieliśmy, napisać jak się zachowamy w dwóch sytuacjach, pozytywnej i negatywnej. W obu przypadkach, planowałam iść poćwiczyć Taoistyczne Tai Chi. Psycholog stwierdził, że to nie jest dla mnie zwykła gimnastyka, to ma dla mnie większe znaczenie.
Nie rozumiałam  o co chodzi, ale fakt, Taoistyczne Tai Chi przynosiło mi satysfakcję, zadowolenie i siłę do zmagania się z problemami w pracy, w domu. Było mi łatwiej.
     Kiedy popadłam w depresję i zaprzestałam chodzić na zajęcia, moja psycholog namawiała, żebym nie rezygnowała. Jedną z rzeczy niezbędnych do wychodzenia z dołka jest zajmowanie się tym co się lubi. Na szczęście,  okazało się, że mam parę takich miłych zajęć. Kiedyś chodziłam do teatru, robiłam na drutach, czytałam, ćwiczyłam tai chi. Powolutku, powolutku zaczęłam sobie przypominać co lubię i robić to.
      Rozwinęłam, nawet, kilka nowych umiejętności, niezauważanych u mnie do tej pory.
      Najważniejsza umiejętność i fascynacja dla mnie to Taoistyczne Tai Chi. Teraz już wiem, że to dla mojego ducha i umysłu najlepsza sztuka, najbardziej wartościowa.
Opowiadam o tym bo dobrze dzielić się tym co pomaga. Może ktoś odnajdzie dzięki temu ratunek dla siebie, szczęście czy po prostu frajdę a to poprowadzi do polepszenia życia innych. Tak jak mnie nakierowała pani psycholog, może i ja komuś podpowiem.....
      W piątek, pierwszy raz po dłuższej przerwie, poćwiczyłam formę bardziej zaawansowaną. I zaskoczona byłam jak bardzo odczułam różnicę między prostym a zaawansowanym ćwiczeniem. W głowie mi się zaczęło kręcić. Krew zaczęła szybciej krążyć. Bardzo to jest pożyteczne, nie mogę tego zaniedbywać. No cóż, mam teraz dalej ale postaram się jeździć na Broniewskiego codziennie :-D 
          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz