Wyjechała moja siostra z dziećmi na Sardynię i zostawiła do oddania wózki, rzeczy, zabawki, książki. Znajoma wymieniała szafę więc zrobiła porządek i uzbierała sporo im niepotrzebnych rzeczy. I tak się zaczęło......
Ponieważ już organizowałam transport do tych mam z dziećmi więc postanowiłam się tym zająć ponownie. Powiedziałam znajomym w Warzywniaku, w Kwiaciarni, u Fryzjera, że organizujemy transport, więc jak ktoś coś ma do oddania to jest okazja. Zaprzyjaźniłam się z Paniami z okolicznych sklepów i już parę razy zapełniłyśmy cały duży samochód. Pani fryzjerka mówi swoim klientom o potrzebach "samotnych mam" i od niej samej połowę samochodu mamy zapełnioną. Dzięki Jej entuzjazmowi zresztą, chęci, pomysłowości, wiele, mnie samej, udało się zdziałać. Pani Magda ma tyle energii, że obdziela nią klientów, mnie, znajomych.... Min innymi wpadłam na pomysł, żeby opowiedzieć o Stowarzyszeniu na zajęciach tai chi przeze mnie prowadzonych. Spotkało się to z zainteresowaniem i sympatią. Wiele osób wykazało chęć do pomocy. Wczoraj koleżanka przytargała wózek z ciuszkami, zabawkami itp. dla maluszków. Kolega miał pomysł na wakacje na jachcie dla starszych dzieci. Inny kolega już tam zawiózł rzeczy. Niesamowite :-D A tak się wstydziłam zagadać. Dzięki tak wspaniałej, serdecznej reakcji dzisiaj na drugiej grupie o tym powiedziałam. I też byli chętni do pomocy :-D Oczywiście rozumiem, że nie wszyscy na hura, będą mogli coś zadziałać ale wiem, że to zakiełkuje prędzej czy później. Ogromnie się cieszę, że odważyłam się i mówię o "samotnych matkach" Im więcej osób będzie wiedziało tym większa szansa, że pomoc się dla nich znajdzie.
Mnie oni bardzo na sercu leżą. Dowiedziałam się od koleżanki, która też im pomaga i to od dawna, jak bardzo są potrzebujący, jaka tam bieda jest. Ośrodek ten nie jest dotowany przez państwo. Niedawno mieli sprawę w sądzie o grunt, który zajmują "na dziko". A to, grozili im odłączeniem prądu. Na szczęście z tych opresji ludzie wyciągnęli, dali pieniądze. Sąd drugiej instancji przyznał im ten grunt, na którym stoi ośrodek więc już ich nie wyrzucą. Ale jeść trzeba codziennie i ubrać się i uczyć. Dzieci też potrzebują się pobawić, pocieszyć, rozweselić, żeby nie wyrosły na zgorzkniałych, nieszczęśliwych, nieprzychylnych całemu światu, ludzi.
Wiem, że sami robią świąteczne ozdoby, palmy, laurki, stroiki i sprzedają okazyjnie. Ratują się jak mogą. Niemniej jednak polegają na ludziach, na ich pomocy i dobrym sercu. Wiem, że trafiają się firmy, które coś większego zasponsorują. Widziałam, że na wakacje w zeszłym roku, dzieci miały gdzie pojechać. Książki, przybory szkolne na rozpoczęcie roku dostali. Środki czystości też jakaś firma dała. Ale to niestety nie zapewnia komfortu w życiu codziennym. Fajnie, że dużo chętnych aby wspomóc, znajduje się min w moim otoczeniu :-D Oczywiście, staram się nad tym czuwać, organizować co się da bo nie pracuję, mam czas i cieszę się, że choć tak się mogę przydać. Wiem, że ludzie są chętni tylko czasu nie mają, zapędzeni w pracy itd.
Chciałabym jakoś rozweselić sierotkom życie. Pocieszyć. Bycie w ciągłym strachu, lęku i niepewności do niczego dobrego nie prowadzi. Zatroskane, nieszczęśliwe mamy mogą przekazywać dzieciom tylko strach, poczucie krzywdy baz nadziei na lepsze jutro. Smutne.
Ja nie mogę inaczej pomóc jak tylko doraźnie zadbać o zaspokojenie podstawowych potrzeb.
Więc robię co mogę i już.
Pomyślałam tylko, że przede wszystkim trzeba dbać o mamy. Oczywiście, wiem, że to są różne kobiety i niekoniecznie tylko takie słodkie, miłe czy mądre. Ale może, nie jedna, jak poczuje się zaopiekowana to odda to swojemu dziecku, swojej znajomej. I powoli, powoli, może się uda stworzyć tam ciepłe dniazdko.
Szczerze mówiąc, to tylko słyszałam na jakimś wykładzie, że można dobrem wzbudzić w drugim człowieku dobre uczucia, pozytywne reakcje. Ja, ogólnie jestem życzliwym człowiekiem więc rzeczywiście odbieram pozytywne reakcję. Ale raz mi się trafiła taka koleżanka w pracy i to w pokoju, że doprowadziła mnie do depresji. W niedzielę wieczorem już mnie brzuch bolał na myśl, że jutro do pracy. Ujjjj. Moja grzeczność, posłuszeństwo, przychylność była traktowana z pogardą i lekceważeniem. Z czasem, strach mnie tak sparaliżował, że wręcz pozwalałam aby się nade mną znęcała. Nie umiałam nic na to zaradzić. No cóż, może to nie był człowiek tylko demon w ludzkiej
skórze ;-)
Ale wierzę w to, że szczęśliwa mama może przekazać dziecku bycie szczęśliwym. Przede wszystkim, terapia psychologiczna nauczy takiego podejścia do życia ale zaspokojenie pewnych potrzeb też może korzystnie zadziałać.
Teraz tak sobie pomyślałam, że dokupię kawę. Mama też człowiek :-D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz