poniedziałek, 1 czerwca 2015

Dzień Dziecka...

       Dzień Dziecka przypomina, że można się cieszyć jak dziecko, zwłaszcza jak jest czym. A ja mam od dłuższego czasu dużo powodów do radości. Mój nauczyciel, Tenzin, uczy, że trzeba zwracać szczególną  uwagę na to co się udaje. Muszę wszystko sobie uporządkować, żeby nie zapomnieć, że takie szalenie miłe rzeczy się zdarzają i to w ogromnych ilościach czasem ;-)
     Zaczęło się od zeszłego poniedziałku. Żegnaliśmy siedzibę Stowarzyszenia Tai Chi na Miedzianej z moją grupą. We wtorek pożegnałam się z pierwszą grupą, którą prowadziłam. Wszyscy już postanowili chodzić tylko do grup kontynuujących. Ja ich bardzo zachęcałam. Cieszę się, że spełniłam najważniejsze zadanie jako instruktora grupy początkującej, polubili Tai Chi Mistrza Moy :-D We wtorek dostałam świetne prezenty od moich dzieci. Zestaw garnków z odlewów aluminiowych, kwiaty, uściski i buziaki. Jeszcze w nich nie gotuję, na razie się patrzę bo takie ładne. Ale córka dała mi przepis na prostą, pyszną zupę krem, a syn będzie robił steki na super patelni więc zacznie się używać tych cudów :-) W środę udało się zapakować i zawieść meble, ubrania, zabawki, jedzonko do "samotnych matek z dziećmi" W czwartek zrobiłam sobie hybrydę na pazurkach w kolorze pomarańczowo - złotym. W piątek doznałam olśnienia i odnalazłam skierowanie na rezonans magnetyczny. Schowałam sobie to skierowanie w dobre miejsce, żeby nie zgubić, tyle, że pół roku temu i zapomniałam, gdzie... W sobotę pojechałam na masaż i choć obolała wyszłam jak zawsze to duża ulga na drugi dzień była. I koleżanka kupiła mi białe, piękne pelargonie. W niedzielę zaplanowałam  postawić piwo i pizzę moim dzieciom, ich bliższym oraz ich dalszym przyjaciołom, min tym, którzy pomagali w zapakowaniu wielu rzeczy do ośrodka.
     W niedzielę pojechałam do Łazienek poćwiczyć w Chińskiej Alei a potem biesiadowałam z młodziakami. I wtedy dostałam najpiękniejszy prezent. Jak to przy piwku (to znaczy ja nie piję w ogóle) rozgadaliśmy się wszyscy. Śmiechu było co nie miara. Wiele osób znam od lat więc powspominaliśmy na wesoło. I moje dzieci się rozczuliły, powspominały miłe rzeczy z dzieciństwa z moim udziałem. A Mercia, powiedziała, że każdemu dziecku życzy takiej mamy. Rozpłakałabym się, ale nie mam łez... ;-)
 Uczciliśmy Dzień Dziecka, hehehe
     A dzisiaj wzruszyłam się po raz kolejny. Na zajęciach okazano mi tyle sympatii. Nie przypuszczałam, że ludzie, min dzieci tak mnie lubią.
    Znowu bym się rozpłakała.
    W sumie dobrze, że łzy mi nie lecą :-D

sobota, 30 maja 2015

Pożyteczne

    W piątek odbyły się ostatnie zajęcia tai chi na Miedzianej. Uwieczniłam ostatni ciąg 108 ruchów opracowanych przez Mistrza Moy. Na zajęciach był również najstarszy uczestnik, Andrzej, ma 82 lata. Wszyscy ofiarowali pomoc, żeby dotarł do nowej siedziby na Broniewskiego.

 
Już lokal opustoszał.
      Przypomniałam sobie jak zaczynałam właśnie tu..... 9 lat temu.
      Syn przechodząc ulicą zobaczył plakat i nie doczytawszy dobrze, uznał, że chce chodzić na tai chi bo to sztuka walki. Poszedł na zajęcia i okazało się, że instruktor polecił przyjść z opiekunem. Wypadło na mnie.
Na początku siedziałam w kąciku na krześle i .. czekałam.
Po kilku zajęciach, stwierdziłam, że to na razie z walką nie ma nic wspólnego, co tak będę siedzieć, poruszam się chociaż.
I tak się zaczęło.
Po pewnym czasie byłam zachwycona tą techniką.
Nie mogłam się doczekać kolejnych zajęć. Miałam czas tylko w sobotę. Raz na tydzień to było definitywnie za mało, ale dobre i to :-D
Po około roku firma się przeniosła, miałam blisko, ćwiczyłam codziennie.
W międzyczasie, syn zaczął trenować boks. Teraz nawet jest trenerem.
      Po wypadku wróciłam do ćwiczeń. Można powiedzieć, że dzięki nim zaczęłam samodzielnie chodzić, utrzymywać równowagę, przestało mi się kręcić w głowie.
      Kiedyś u psychologa na jakiś warsztatach, mieliśmy, napisać jak się zachowamy w dwóch sytuacjach, pozytywnej i negatywnej. W obu przypadkach, planowałam iść poćwiczyć Taoistyczne Tai Chi. Psycholog stwierdził, że to nie jest dla mnie zwykła gimnastyka, to ma dla mnie większe znaczenie.
Nie rozumiałam  o co chodzi, ale fakt, Taoistyczne Tai Chi przynosiło mi satysfakcję, zadowolenie i siłę do zmagania się z problemami w pracy, w domu. Było mi łatwiej.
     Kiedy popadłam w depresję i zaprzestałam chodzić na zajęcia, moja psycholog namawiała, żebym nie rezygnowała. Jedną z rzeczy niezbędnych do wychodzenia z dołka jest zajmowanie się tym co się lubi. Na szczęście,  okazało się, że mam parę takich miłych zajęć. Kiedyś chodziłam do teatru, robiłam na drutach, czytałam, ćwiczyłam tai chi. Powolutku, powolutku zaczęłam sobie przypominać co lubię i robić to.
      Rozwinęłam, nawet, kilka nowych umiejętności, niezauważanych u mnie do tej pory.
      Najważniejsza umiejętność i fascynacja dla mnie to Taoistyczne Tai Chi. Teraz już wiem, że to dla mojego ducha i umysłu najlepsza sztuka, najbardziej wartościowa.
Opowiadam o tym bo dobrze dzielić się tym co pomaga. Może ktoś odnajdzie dzięki temu ratunek dla siebie, szczęście czy po prostu frajdę a to poprowadzi do polepszenia życia innych. Tak jak mnie nakierowała pani psycholog, może i ja komuś podpowiem.....
      W piątek, pierwszy raz po dłuższej przerwie, poćwiczyłam formę bardziej zaawansowaną. I zaskoczona byłam jak bardzo odczułam różnicę między prostym a zaawansowanym ćwiczeniem. W głowie mi się zaczęło kręcić. Krew zaczęła szybciej krążyć. Bardzo to jest pożyteczne, nie mogę tego zaniedbywać. No cóż, mam teraz dalej ale postaram się jeździć na Broniewskiego codziennie :-D 
          

czwartek, 28 maja 2015

Ufffff :-D

    Ufffff, pozbierałam się już. Wczoraj udało się wysłać transport do Stowarzyszenia  Wspólnymi Siłami. Dużo rzeczy się uzbierało. Stowarzyszenie Taoistycznego Tai Chi z Miedzianej przekazało 9 biurek, szafy, regały, wieszaki, tablice korkowe, koce, kołdry, krzesła, kwiaty doniczkowe :-D Znajomi przynieśli wózek, zabawki, ubrania, buty, kosmetyki, jedzenie, słodycze. Zapakowaliśmy duży samochód dostawczy

Samochód pożyczył dla nas i zawiózł kolega mojego syna. Parę osób skrzyknęło się, żeby pomóc.
Wieczorem we wtorek piszę do znajomego, że czekamy we środę rano jak był umówione. On zaraz oddzwania, że zapomniał....... Ziemia się rozstąpiła pode mną.... Uderzyłam w lament. Z Miedzianej rzeczy trzeba zabrać do końca tygodnia bo opuszczamy lokal, a w dodatku zostawili te rzeczy specjalnie na moją prośbę. W międzyczasie ludzie donieśli mnóstwo rzeczy. Po prostu serce mi zamarło.
Na szczęście znajomy obiecał przyjechać o 15.
Do tej pory bym osiwiała gdyby nie to, że farbuję włosy hehehe
Przyjechał, młodziaki pomogli pakować i wieczorem wszystko było już u Matek...
Wielka radość, że się nam udało i w ośrodku, bo tyyyyyle dobrego dostali.
 
A dzisiaj rano, zadzwoniła znajoma, że ma dwie maszyny do szycia do oddania
No niesamowite.
 
Fajnie, bo mam jeszcze dwa wózki, letnie rzeczy więc i tak będzie planowany kolejny transport.
 
 
Ciekawe co kolega syna na to ? ;-)
Ale chyba jest zadowolony, że takie wspaniałe rzeczy robi :-D
 
 
   
 
 

 
 

poniedziałek, 25 maja 2015

Dziecko

   Przyszłam na kawkę do mojej córy. Nie odwiedzamy się zbyt często, bo Marcia zapracowana, zakochana i w ogóle zajęta. Wracając z Broniewskiego obiecałam, że wpadnę. Chociaż ta deszczowa pogoda mnie rozkłada, bardzo się ucieszyłam, że jest okazja, żeby się spotkać i pogadać choć chwilę, więc się tam doczłapałam. Kawę dostałam pyszną, rudy kot też był bardzo rozkoszny to zapomniałam, że mnie coś boli i zaczęłyśmy sobie opowiadać co się wydarzyło. Marcia pokazała mi jaką fryzurę chce sobie zrobić. Zaplanowała obciąć włosy na krótko. No super. Ale nagle spojrzałam na moją córkę inaczej. Zobaczyłam jak wydoroślała.
    Córka zawszę była odpowiedzialna, mądra, rezolutna. Nie było z Nią żadnych kłopotów. Dużo spraw można było jej powierzyć. I w związku z tym wymagałam od Niej jeszcze zrozumienia a nawet wyrozumiałości. No po prostu będąc dzieckiem była dorosła. Zwłaszcza, że syn zawsze potrzebował wsparcia więc trochę nie starczało czasu, żeby się Nią zajmować, a nawet nie czuło się takiej potrzeby. I tak to, sama sobie radziła. Sama o siebie dbała. Była samodzielna i odpowiedzialna. Było to oczywiście bardzo wygodne dla mnie i korzystałam z tego. Więc Marcia nie specjalnie mi się żaliła, co najwyżej wybuchała, kiedy poczuła się pokrzywdzona i niesprawiedliwie potraktowana. Uspokajało to nas, bo znaczyło, że umie sobie radzić, walczy o swoje. Ale raczej postrzegałam Ją jako dzielną dziewczynkę. Pewnie też dlatego, że nosiła długie włosy, często upięte w warkocz.
Zmiana fryzury na krótkie włosy, uzmysłowiła mi jaka Ona już dorosła.
I uświadomiłam sobie, że nie było mnie przy niej kiedy najbardziej potrzebowała wsparcia.
Po moim wypadku została sama.
Sama z cierpieniem, z rozpaczą.
Nie mogłam przytulić, ucałować.
    Zrozumiałam, dlaczego wyprowadziła się z domu tak wcześnie. Myślałam nawet: jak Ona może mnie tak zostawić. A Ona podświadomie miała do mnie żal, że ją zostawiłam, że musiała tyle przeżyć. A może i świadomie była na mnie zła, nie ma dziwne, człowiek to tylko człowiek i uczucia ma. To nawet dobrze, że ma. Oczywiście rozsądek nakazywał się mną trochę opiekować ale najchętniej chciałaby zapomnieć o tym co się stało i nie wracać, żeby patrzeć na niedołężną matkę.
Całe szczęście, trafiła na wspaniałego faceta. Ma się Nią teraz kto opiekować i dbać o Nią.
I lubi mnie czyli mądry chłopak hehehe.
Dzięki temu, wracamy do równowagi. Myślę, że teraz coraz częściej będziemy się widywać i spędzać fajnie czas, wesoło i z radością, że jesteśmy znów razem.
W sobotę, Marysia opowiadała z dumą swojemu chłopakowi, jak to jej mama czyli ja, też poczuła się dorosła :-D
Tak, wydoroślałam i ja.
     Chociaż moje życie małżeńskie nie było usłane różami to niczego nie żałuję. Warto było przeżyć różne smuty, żeby mieć takie wspaniałe dzieci.
     Mam nadzieję nadrobić stracony czas. Odwzajemnić tę miłość i wspierać kiedy tylko będzie trzeba.
      Marcia czasem czyta mojego bloga, ale jeśli o tym nie przeczyta to mam nadzieję, że odczuje moją serdeczność......

niedziela, 24 maja 2015

Pierwsza cegiełka

    W sobotę przewieziono najcięższe i największe rzeczy. Na Broniewskiego jest już najważniejszy sprzęt. Będziemy musieli tylko pomalować ściany, uporządkować, posprzątać i zaczynamy tam żyć. Mam nadzieję, że wszystkim tam będzie dobrze i będzie emanowało to miejsce dobrą energią W oczekiwaniu na transport już się zadomowiliśmy, napiliśmy się herbaty, pojedliśmy ciasta. Zrobiło się miło i to zwiastujee tak będzie zawsze. Przyjechała architekt Stowarzyszenia z Kanady.


 
 Niestety nie mogłam czekać na rozpakowywanie i ustawianie rzeczy ale wierzę, że jest już świetnie urządzone i można zaczynać ćwiczenia.
Przypomniał mi się Ajahna Brahm https://www.youtube.com/watch?v=gQ8CEketRck o Budowaniu Domu Spokoju. Medytacja przyczynia się najbardziej do naszego rozwoju, do szczęścia.
Medytacja to już nie jest sprawa religii, dostępna tylko wybranym, trudna. Teraz to jest czynność absolutnie konieczna do normalnego, zdrowego życia. Medytacja to czynność, która jest potrzeba człowiekowi jak jedzenie i picie. W naszej kulturze temat w ogóle nie poruszany, nie rozumiany. Dopiero kiedy mnisi zmuszeni byli przez komunistów do uciekania na zachód zapoznali ludzi po tej stronie świata z tą czynnością. I tak min Taoistyczne Tai Chi jest nazywane medytacją w ruchu. Zapewnia zdrowie duszy i ciała. Min. sposób w jaki się ćwiczy, powoduje wyciszenie, uspokojenie.
Kiedy zaczynam zajęcia, w głowie nie raz jest,właściwie był smutek, przygnębienie. A kiedy nie przychodziłam przez dłuższy czas bo ogromna deprecha mnie dopadła to słyszałam, że właśnie wtedy koniecznie trzeba przychodzić. Nie rozumiałam tego a nawet nie wierzyłam w takie gadanie.W końcu zmusiłam się do tego, żeby przychodzić a i znajomi z tai chi, zatroskani,nie pozwalali mi się poddać. Teraz to już mam opracowany system pracy. Zaczynam ciąg z ciężkim sercem. Dzięki temu, że się zajmę i myślę o tym co robię, oderwę się od codziennych trosk i problemów a nawet od zwykłej codzienności. Jak wspomniał Ajahn, po prostu człowiek musi odpocząć i pozwolić wyjść na wierzch temu co w duszy gra. Dzięki temu zyskamy energię, wiedzę, współczucie dla innych i dla siebie czyli staniemy się szczęśliwi.  To tak po trzecim ciągu jest u mnie ok ;-)
     Mówię o tym na swoich grupach. Uważam, że takie podejście do życia jest bardzo cenną umiejętnością. Naprawdę tak jest, że trzeba czasem odpocząć i pozwolić, żeby samo się podziało. Oczywiście podejmowanie pewnych decyzji i robienie co się postanowi jest konieczne, ale najlepsze pomysły przychodzą wtedy kiedy się człowiek wyluzuje. Przestanie czegoś pragnąć, czegoś potrzebować i powoli, żeby coś z nieba spadło ;-) Od kiedy tak żyję nie spotyka mnie nic złego a wręcz, prędzej czy później mam powody do radości i zadowolenia.
      I tak sobie myślę, że na Broniewskiego może się rozpocząć budowanie "domu spokoju". Tutaj może powstać pierwsza cegiełka