Dotarłam do tego ZUS-u. Poprosiłam syna, żeby ze mną pojechał bo miejsce ogólnie straszy więc towarzystwo przyjazne bardzo się przydaje. Całkiem miłe panie w tzw. "okienku" mi się trafiły ale trzeba było coś wypełnić, coś napisać. A ja nie miałam okularów i piszę jak kura pazurem, bo ręka niesprawna za bardzo to poprosiłam syna, żeby pomógł. Wypisał co trzeba, dopytał pani co nie wiedzieliśmy. No po prostu, dzięki Niemu złożyliśmy od ręki co trzeba. Bardzo byłam uszczęśliwiona, że pojechał ze mną. A już miałam sama to załatwiać, bo byłam zniecierpliwiona, że tak długo trzeba na Niego czekać. Tzn. nie dłużej niż się umówiliśmy, ale ja w popłoch wpadłam to mi się dłużyło. Sama to bym musiała jechać dwa razy, a i tak musiałabym kogoś prosić o pomoc.
A tu, proszę, załatwione:-) A najbardziej niesamowite było to, że syn sam wypełnił dokument, jak trzeba, napisał co trzeba, zaniósł gdzie trzeba. My w rodzinie uważaliśmy, a przez to i On sam, że to gapa, nie zna się więc nie będzie potrafił zrobić co trzeba w takich sprawach. No po prostu dzieciak....
Potem pojechaliśmy wybierać sprzęty do domu co nam się zepsuły, pralkę, piekarnik, zmywarkę. Wszystko wysiadło w jednej chwili bo wszystko było kupione jak się sprowadzaliśmy ok 15 lat temu. Swoje odsłużyło, to prawda, czas na nowe, tylko 3 sprzęty to już duże pieniądze i kłopot, żeby je zdobyć. Koleżanka wybrała mi super oferty. (muszę się odwdzięczyć, aniołka jej zrobię ;-) ale do sklepu weszliśmy, żeby zobaczyć jak to w rzeczywistości wygląda. Taka nowa pralka to piękna rzecz ;-) Poprosiłam syna, żeby zdjęcia porobił, porównał parametry itp Szczerze mówiąc nie sądziłam, że w ogóle Go to zainteresuje. A tu proszę, pooglądał, dopytał sprzedawcy o różne rzeczy, ocenił funkcjonalność. Zaskoczył mnie ogromnie. Siebie chyba też ;-) No to poszliśmy się dopytać o kredyt. Okazało się, że raty byłyby około 300 zl., Ja się zmartwiłam bo to dużo dla mnie. A Mateusz spytał: to Ty nie masz? Krew mnie zalała, ze On to tak bagatelizuje. Ale uświadomiłam sobie, że On sobie nie zdaje sprawy z takich rzeczy bo ja Go w to nie wtajemniczałam.. Oczywiście często padały słowa, że nie ma pieniędzy. Syn to odbierał jako takie tylko gadanie, żeby mu nie dawać na jakieś pierdoły, (zresztą tak też było), a nie jako smutna rzeczywistość. Dopiero jak poszedł za mną i dowiedział się bezpośrednio od sprzedawcy, że to kosztuje tyle a tyle, to do niego dotarło. I sam zaczął kombinować na czym tu zaoszczędzić, co można sobie darować.
Kiedy wracaliśmy do domu, powiedział jeszcze, że to fajny dzień, tyle rzeczy załatwiliśmy
Rozpłakałabym się ze szczęścia, tylko od czasu wypadku nie mam łez :-D., ale ze wzruszenia głos mi się załamuje.
Dowiedziałam się, że mam takiego dorosłego, mądrego syna.
Przypomniał mi się stary dowcip, jak to Icek się modli, Boże pozwól wygrać milion a Bóg w końcu mówi: ale kup najpierw los.....
Kupiłam los, poczekałam aż się syn wyszykuje i wygrałam............!!!!!!! :-DDDD
Bo Ty sobie taki cud urodziłaś a potem wychowałaś to co się dziwisz, jak to się mówi co zasiejesz to zbierzesz czy jakoś tak, całuski.
OdpowiedzUsuńAaaa, no tak :-D
OdpowiedzUsuń