czwartek, 23 kwietnia 2015

Carmen :-D

   W kwietniu byłam w Krakowie na Międzynarodowym Warsztacie Taoistycznego Tai Chi. Bardzo sobie cenię takie zajęcia bo raz, że prowadzą instruktorzy z dużym doświadczeniem 40 letnim, uczniowie Mistrza Moy a dwa, że wysiłek włożony w intensywne ćwiczenia przynosi niesamowite korzyści, przełamuje bariery fizyczne i psychiczne.
   Tym razem prowadziła instruktorka z Hiszpanii, pierwszy raz ją spotkałam, więc było zagadką jak ona prowadzi, czego uczy. Wiadomo, każdy nauczyciel ma swoją metodę uczenia i nie zawsze do nas ona trafia. Ale zawsze są jakieś korzyści tylko nie wiadomo jak duże.
Okazało się, że Carmen bardzo przyjazna osoba. Od razu zyskała moją sympatię. A z chwili na chwilę byłam wniebowzięta, że ją poznałam. Carmen zaproponowała relaks. Znana sprawa, ciągle to słyszę, ale o co chodzi dokładnie i jak to osiągnąć to ja nie wiem, kojarzę z czymś tajemniczym i dla mnie nie osiągalnym. Carmen patrzyła jak ćwiczymy, poprawiała i zwracała uwagę na rzeczy, które fizycznie były widoczne co dawało początek do rozwikłania tajemnicy relaksu. Po jakimś czasie, Carmen opowiedziała swoją historię nauki u Mistrza Moy.
   Pan Moy polecił robić jakieś ćwiczenie, wielokrotnie zwracał uwagę, że za mało relaksu, za sztywno, Carmen nie wiedziała co z tym zrobić i czemu to takie ważne. Jej się wydawało, że jest ok. No ale Mistrz kazał robić i robić. Przychodząc na zajęcia głównie ćwiczyła co Pan Moy zalecił. W kącie sobie stawała i ćwiczyła, nie raz zeźlona, że Mistrz nie pochwala, a wręcz mówi, że to jeszcze nie to. Raz zrezygnowana, znużona, od niechcenia jakby zaczęła robić to ćwiczenie i nagle Mistrz mówi, ok, dobrze. Carmen oniemiała. Dopiero odkryła, że kiedy już zrezygnowała, że w ogóle pojmie o co chodzi, samo wyszło, odpuściła sobie i poczuła to. A jak raz się coś pozna to już się nigdy nie zapomni. Można robić błędy ale będzie się wracać do tego dobrego coraz częściej . Dlatego tak ważne jest samemu sobie z czymś poradzić. To już raz na zawsze a wiedza z książki jest bardzo ulotna.
    Ale wracając do warsztatu, do historii Carmen to najistotniejsze dla mnie było, że świadomość do czego się zmierza, co się chce osiągnąć to gwarancja sukcesu. Trzeba tylko robić swoje. Carmen chciała zrozumieć co to ten relaks i robiła w kółko zadane ćwiczenie. A chciała to pojąć bo Pan Moy cieszył się ogromnym poważaniem, wierzono, że skoro On tak mówi znaczy, że tak ma być bo to jest dobrze. I Carmen się nie zawiodła, szybo poczuła o ile lepiej się ćwiczy, ile dzięki temu może zrobić ze swoim ciałem i jak się zmieniło jej podejście do życia od kiedy nauczyła się być zrelaksowana.. Nie mylić z olewaniem wszystkiego ;-)
   Ponieważ ja ciągle słyszałam: co się przejmujesz, co się martwisz, czego się boisz, to sama wiara w to, że wystarczy robić swoje, a w końcu przyjdzie spokój, radość, zadowolenie. A już uszczęśliwiło mnie ogromnie, stwierdzenie Carmen: ja to osiągnęłam to i ty osiągniesz. Mi to zajęło 3 lata, a tobie może zająć mniej albo więcej ale na pewno zrozumiesz. To właśnie po taką wiadomość pojechałam na warsztat !!!
   Kojąco podziałała  na mnie ta informacja, spojrzałam na swoje doświadczenie życiowe całkiem korzystnie. Co prawda, przykro, że musiało tak boleć ale jeśli potem ma być tak fajnie to nie żałuję niczego. Powiedziałabym, że warto było. Już teraz podchodzę do życia o wiele lepiej niż do tej pory. Nie boję się niczego. No może jestem czasem zaniepokojona ;-) Teraz już rozumiem, że podstawą jest robić swoje. Jeśli chcę być szczęśliwa to robię te rzeczy co mnie uszczęśliwiają i czekam. Och ta cierpliwość, muszę nad tym popracować ;-)
   Ojej, właśnie sobie uświadomiłam: Będę szczęśliwa bo tak postanowiłam ! hehehe
   Jadę dziś do ZUS-u..... o kur....
 

2 komentarze:

  1. Marzenko jesteś niesamowita, uwielbiam czytać to co piszesz a piszesz fantastycznie. Obiecuję, że bardzo będę się starała wprowadzać w życie to o czym piszesz postaram się robić swoje i uzbroić w cierpliwość czekając na leosze czasy, całuski.

    OdpowiedzUsuń