środa, 3 czerwca 2015
poniedziałek, 1 czerwca 2015
Dzień Dziecka...
Dzień Dziecka przypomina, że można się cieszyć jak dziecko, zwłaszcza jak jest czym. A ja mam od dłuższego czasu dużo powodów do radości. Mój nauczyciel, Tenzin, uczy, że trzeba zwracać szczególną uwagę na to co się udaje. Muszę wszystko sobie uporządkować, żeby nie zapomnieć, że takie szalenie miłe rzeczy się zdarzają i to w ogromnych ilościach czasem ;-)
Zaczęło się od zeszłego poniedziałku. Żegnaliśmy siedzibę Stowarzyszenia Tai Chi na Miedzianej z moją grupą. We wtorek pożegnałam się z pierwszą grupą, którą prowadziłam. Wszyscy już postanowili chodzić tylko do grup kontynuujących. Ja ich bardzo zachęcałam. Cieszę się, że spełniłam najważniejsze zadanie jako instruktora grupy początkującej, polubili Tai Chi Mistrza Moy :-D We wtorek dostałam świetne prezenty od moich dzieci. Zestaw garnków z odlewów aluminiowych, kwiaty, uściski i buziaki. Jeszcze w nich nie gotuję, na razie się patrzę bo takie ładne. Ale córka dała mi przepis na prostą, pyszną zupę krem, a syn będzie robił steki na super patelni więc zacznie się używać tych cudów :-) W środę udało się zapakować i zawieść meble, ubrania, zabawki, jedzonko do "samotnych matek z dziećmi" W czwartek zrobiłam sobie hybrydę na pazurkach w kolorze pomarańczowo - złotym. W piątek doznałam olśnienia i odnalazłam skierowanie na rezonans magnetyczny. Schowałam sobie to skierowanie w dobre miejsce, żeby nie zgubić, tyle, że pół roku temu i zapomniałam, gdzie... W sobotę pojechałam na masaż i choć obolała wyszłam jak zawsze to duża ulga na drugi dzień była. I koleżanka kupiła mi białe, piękne pelargonie. W niedzielę zaplanowałam postawić piwo i pizzę moim dzieciom, ich bliższym oraz ich dalszym przyjaciołom, min tym, którzy pomagali w zapakowaniu wielu rzeczy do ośrodka.
W niedzielę pojechałam do Łazienek poćwiczyć w Chińskiej Alei a potem biesiadowałam z młodziakami. I wtedy dostałam najpiękniejszy prezent. Jak to przy piwku (to znaczy ja nie piję w ogóle) rozgadaliśmy się wszyscy. Śmiechu było co nie miara. Wiele osób znam od lat więc powspominaliśmy na wesoło. I moje dzieci się rozczuliły, powspominały miłe rzeczy z dzieciństwa z moim udziałem. A Mercia, powiedziała, że każdemu dziecku życzy takiej mamy. Rozpłakałabym się, ale nie mam łez... ;-)
Uczciliśmy Dzień Dziecka, hehehe
A dzisiaj wzruszyłam się po raz kolejny. Na zajęciach okazano mi tyle sympatii. Nie przypuszczałam, że ludzie, min dzieci tak mnie lubią.
Znowu bym się rozpłakała.
W sumie dobrze, że łzy mi nie lecą :-D
Zaczęło się od zeszłego poniedziałku. Żegnaliśmy siedzibę Stowarzyszenia Tai Chi na Miedzianej z moją grupą. We wtorek pożegnałam się z pierwszą grupą, którą prowadziłam. Wszyscy już postanowili chodzić tylko do grup kontynuujących. Ja ich bardzo zachęcałam. Cieszę się, że spełniłam najważniejsze zadanie jako instruktora grupy początkującej, polubili Tai Chi Mistrza Moy :-D We wtorek dostałam świetne prezenty od moich dzieci. Zestaw garnków z odlewów aluminiowych, kwiaty, uściski i buziaki. Jeszcze w nich nie gotuję, na razie się patrzę bo takie ładne. Ale córka dała mi przepis na prostą, pyszną zupę krem, a syn będzie robił steki na super patelni więc zacznie się używać tych cudów :-) W środę udało się zapakować i zawieść meble, ubrania, zabawki, jedzonko do "samotnych matek z dziećmi" W czwartek zrobiłam sobie hybrydę na pazurkach w kolorze pomarańczowo - złotym. W piątek doznałam olśnienia i odnalazłam skierowanie na rezonans magnetyczny. Schowałam sobie to skierowanie w dobre miejsce, żeby nie zgubić, tyle, że pół roku temu i zapomniałam, gdzie... W sobotę pojechałam na masaż i choć obolała wyszłam jak zawsze to duża ulga na drugi dzień była. I koleżanka kupiła mi białe, piękne pelargonie. W niedzielę zaplanowałam postawić piwo i pizzę moim dzieciom, ich bliższym oraz ich dalszym przyjaciołom, min tym, którzy pomagali w zapakowaniu wielu rzeczy do ośrodka.
W niedzielę pojechałam do Łazienek poćwiczyć w Chińskiej Alei a potem biesiadowałam z młodziakami. I wtedy dostałam najpiękniejszy prezent. Jak to przy piwku (to znaczy ja nie piję w ogóle) rozgadaliśmy się wszyscy. Śmiechu było co nie miara. Wiele osób znam od lat więc powspominaliśmy na wesoło. I moje dzieci się rozczuliły, powspominały miłe rzeczy z dzieciństwa z moim udziałem. A Mercia, powiedziała, że każdemu dziecku życzy takiej mamy. Rozpłakałabym się, ale nie mam łez... ;-)
Uczciliśmy Dzień Dziecka, hehehe
A dzisiaj wzruszyłam się po raz kolejny. Na zajęciach okazano mi tyle sympatii. Nie przypuszczałam, że ludzie, min dzieci tak mnie lubią.
Znowu bym się rozpłakała.
W sumie dobrze, że łzy mi nie lecą :-D
Subskrybuj:
Posty (Atom)